środa, 23 lutego 2011

I bardzo Love Berlińskie lakiery do paznokci - recenzja plus swatche

Gdyby mi ktoś powiedział, że zmycie dwóch warstw opalizującego lakieru z O.P.I. potrwa osiem godzin i pochłonie cysternę zmywcza, a i tak nie zmyje się go do końca, to pewnie bym nie piszczała tak głośno i ekstatycznie po jego zakupie. Ale nie o tym dzisiaj. Dzisiaj za to o innych lakierach, mianowicie o czterech posiadanych przeze mnie kolorach z edycji limitowanej I Love Berlin. Ja istotnie Love Berlin, zwłaszcza kiedy leżę plackiem na trawie przed Reichstagiem. Nie, żebym szczególnie często to robiła.

Od lewej: 01 Love This City, 02 I'm a Berliner,
03 Green Grass (?!), 04 Berlin Story
Od dzisiaj zielona trawa jest niebieska, nie mam pytań. Żadnych.

Tak, dbanie o paznokcie to dla mnie ból i katorga, więc moje paznokcie dbają o siebie same, opcjonalnie o siebie nawzajem, nie miejcie mi tego za złe, ja po prostu uciekam z krzykiem i chowam się kilometr pod ziemią, kiedy pomyślę o narzędziach tortur do odsuwania skórek albo kacie, który miałby tej zbrodniczej czynności przewodniczyć.

Ogólnie rzecz biorąc - odnoszę dziwne wrażenie, że lakiery z serii limitowanych są minimalnie lepszej jakości, niż lakiery ze stałej kolekcji, jeśli mowa o firmie Essence, a cena jest dość porównywalna, bo te konkretne z I Love Berlin stoją po około sześć-siedem złotych, o ile mnie moja krótka pamięć nie myli. Nauczona doświadczeniami z poprzednich limitowanek, nie zastanawiałam się więc długo, czy zaopatrzyć się we wszystkie dostępne kolory, czy wybrać sobie jeden. To przecież takie oczywiste, że my, uzależnieni, nie możemy wyjść z jednym lakierem, kiedy na półce stoją i błagalnie patrzą jeszcze trzy inne odcienie. Musiałam je uszczęśliwić! Do tego mają lepsze pędzelki od klasycznych serii i szybciej wysychają.
W pełni bez topcoatu wysycha około godziny, ale już po dziesięciu-piętnastu minutach można się zająć czymś wymagającym intensywnego użycia rąk bez obawy, że będzie buba. Z topcoatem przyspieszającym wysychanie po półgodzinie jest już stuprocentowo suchy, nawet w przypadku nałożenia dwóch warstw (co dla idealnego krycia jest niezbędne w przypadku różu i zieleni, pozostałe spokojnie mogą być nałożone tylko jedną warstwą). U mnie nie odpryskują, ale ja jestem odporna na odpryskiwanie (chociaż to się u mnie udało), na końcówkach zaczynają się ścierać po około trzech dniach. Pojemność osiem mililitrów, wyprodukowane w Luksemburgu.

ESSENCE I Love Berlin Nail Polish, 01 Love This City

W przypadku tego lakieru Essence robi nas w balonika, a my się dajemy. Ja też się dałam, chociaż doskonale wiedziałam, że Colour&Go w kolorze 30 You're the One wygląda praktycznie identycznie: dowody zbrodni.
Tyle o śledztwie. Sam lakier ma przyjemny, różowy odcień, nie majtkowy, nie tapeciarski, jednocześnie intensywny i jeszcze względnie neutralny. Niestety nie jest uniwersalny, bo malowniczo gryzie się z całą masą kolorów, jak to róż, więc zastosowania w połączeniu z intensywnymi kolorami ubrań nie polecam zdrowym psychicznie. Mimo wszystko mój ulubieniec z tej serii.


ESSENCE I Love Berlin Nail Polish, 02 I'm a Berliner

Urokliwa, jasna zieleń, w sam raz na poprawę humoru i przywołanie wiosny, kiedy za oknem taka piździawa, że hohohoho. Zasadniczą wadą tego lakieru jest to, że w butelce wygląda rozkosznie i optymistycznie, ale po nałożeniu na paznokcie przez panie (panów pewnie też) o pozbawionych krążenia dłoniach w kolorze biało-szarym, będzie podkreślał niezdrowy kolor skóry i czynił go jeszcze bardziej niezdrowym, czyli urok trupa gwarantowany.

ESSENCE I Love Berlin Nail Polish, 03 Green Grass

Twórca nazwy tego koloru ma zapewne jakieś minus pięćdziesiąt dioptrii. Dość ciemny, morski niebieski, w butelce jaśniejszy i mniej zielony, niż po nałożeniu na paznokcie. Dość uniwersalny odcień, nie pogryzie się z większością zawartości szafy, ani nie sprawi wrażenia bycia martwym.

ESSENCE I Love Berlin Nail Polish, 05 Berlin Story

Czarny, potrzebny w kolekcji limitowanej jak świni spadochron. Chyba bez happy endu ta historia była.

Kolor 04 Buddy Bear, który w moje łapki nie wpadł, to dość zwykły i dość ciemny niebieski, bez fajerwerków i pełnych pragnienia westchnień.

Lakiery, jak za tę cenę, zdecydowanie warte polecenia, więc zady z krzesła i gnamy pokochać Berlin!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz