Dzisiaj, moje najmilsze dziewczęta, odpowiemy sobie na jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie: dlaczego paletka z You Rock! tak niesamowicie, że tak młodzieżowo powiem, ssie makarona. Nie, nie dało się tego inaczej ująć. Ale najpierw obejrzyjmy cudo.
ESSENCE LE You Rock!, Eyeshadow Palette
Paletka wizualnie jest całkiem ładna, a wynika to z tego, że forma została podprowadzona od Urban Decay, a Urban Decay robi ładne rzeczy. Składa się z sześciu cieni, dwustronnego aplikatora z (bezużyteczną) gąbką z jednej i (bezużytecznym w makijażu oczu, ale idealnym do ust) pędzelkiem z drugiej strony, zwykłej czarnej kredki, która jest najbardziej wartościowym elementem zestawu oraz lusterka. Kosztowało to coś w granicach piętnastu złotych i było dostępne w Naturach, dopóki wygłodniałe miłośniczki nie rozgrabiły limitowanki do ostatniej szczotki. Gramatura cieni, to - z moich skomplikowanych wyliczeń wynika - 0,4 grama sztuka.
Przyjrzyjmy się zaś kolorom.
* miętowy, mocna perła, po roztarciu pozostawia jedynie jasną poświatę
* kremowy, mocna perła, po roztarciu taki sam jak poprzednik
* szary, beznadziejnie napigmentowany, po roztarciu pozostawia burą poświatę
* mieszanka brązu, szarości i fioletu, lekka perła a drobinkami, które po aplikacji znikają, najlepsza pigmentacja w całej paletce (co nie oznacza, że wedle standardów zapisanych w konkordacie jest dobra)
* zupełnie nietwarzowy fiolet, po roztarciu bura, lekko perłowa poświata
* legenda głosi, że róż, jak widać: róż z serii 'ktokolwiek widział, ktokolwiek wie', tylko że raczej ciężko zobaczyć
Pigmentacja woła o pomstę do niebios i świata podziemnego, aplikacja jest koszmarna, bo większość cieni znajdziemy na rzęsach i policzkach, zamiast na powiece, część jeszcze wykruszy się i zostanie w opakowaniu, świniąc przy okazji cały świat wokół siebie. O trwałości i jakiejkolwiek intensywności kolorów bez bazy nie ma co rozmawiać, a do użytku nadają się właściwie dwa cienie - kremowy i brązowy, chociaż należy z tym drugim uważać, bo takiego efektu ekshumacji, jaki można nim uzyskać, nie lubię nawet ja, a jak wszyscy wiemy - jestem fanką trumiennych połączeń kolorów. Krótko wyszło, bo w sumie nie ma o czym gadać, szkoda mi nawet krytykować to badziewie. Na koniec makijaż przy użyciu wszystkich (!) cieni z paletki, prawdziwy hicior.
Na tę paletkę akurat nie zdążyłam się załapać. Ale może to i lepiej ;)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście poszaleli z tą pigmentacją... Dobrze, że nie kupiłam, chociaż opakowanie kusiło ;)
OdpowiedzUsuńA ja ją mam i nawet nie żałuję zakupu, bo przynajmniej sobie tymi kolorami krzywdy nie zrobię, przy moich umiejętnościach makijażowych xD aczkolwiek u mnie się tak strasznie nie osypują :)
OdpowiedzUsuńjak dobrze, że nie mam fioła na punkcie LE z Essence - koszmarne te cienie :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą odnośnie jakości cieni z tej paletki. Wprawdzie jej nie kupiłam, ale dosyć długo koło niej krążyłam w drogerii, paćkałam dłonie testerem chyba z 10 razy, wkładałam do koszyczka wykładałam i tak kilka razy....ale w końcu jej nie wzięłam. I dobrze.
OdpowiedzUsuńZawiodłam się bo zależało mi na tym miętowym i szarym :/:(
pozdrawiam :)
Taaak, wołała do mnie ta paletka, ale nie miałam przy sobie złamanego grosza...i dobrze!
OdpowiedzUsuńhahaha recenzja przemistrz! :D
OdpowiedzUsuńW moim wypadku to najlepiej niewydane piętnaście złotych w moim zyciu. Ażem się dumna poczuła;)
OdpowiedzUsuńKoszmar...oglądałam ją dwa dni temu, dobrze że nie skusiło mnie to lusterko...
OdpowiedzUsuńKoszmarek
OdpowiedzUsuńPigmentacja to się Essence chyba sniła.
OdpowiedzUsuńa na bazie próbowałaś? czy też marność? :D
OdpowiedzUsuńNa wszystkich moich czterech bazach, tutaj akurat na mogłoby się wydawać kompatybilnej (to jest to trudne słowo na 'dopasowanej do'?) bazie z YR :)
OdpowiedzUsuńWidziałam ją, zostały w standzie razem ze szczotkami :P Chyba wiem już dlaczego hehehe. Dobrze, że mnie nie podkusiło, żeby kupić.
OdpowiedzUsuńJaka arcywypierdzieliściezajedwabista tęczówka!
OdpowiedzUsuńnooo ja wiedziałam, że tak będzie i ją sobie odpuściłam...
OdpowiedzUsuńA ja te cienie bardzo polubiłam :-)
OdpowiedzUsuńPaletki to chyba oni mają w stylu płaczu i zgrzytania zębów, kupiłam sobie LE Sun Club, taką ładniutką niby, kolory karaibsko-morsko-wypoczynkowe i co? I pstro. :/ Z pigmentacją może lepiej niż w przypadku tej paletki, ale cienie, oprócz oczu, lądują też wszędzie dookoła.
OdpowiedzUsuń