Dzień dobry, witam po raz kolejny w ten słoneczny poranek... w to słoneczne popołudnie:
Tak, właśnie w to słoneczne popołudnie, które napawa mnie optymizmem poprzez mieniący się feerią barw i bardzo suchy widok za oknem, skłaniający do radosnego hasania po łące i równie radosnego zbierania stokrotek, o ile stokrotki teraz kwitną. Powinnam to wiedzieć po trzech latach rozszerzenia z biologii, ale jakoś tak wyszło, że pamiętam tylko żywicieli pośrednich różnych rodzajów tasiemca oraz włośnia krętego (który wywołuje trichinellozę, to też pamiętam). Zaraz... dlaczego właściwie bredzę o pasożytach? To przez ten stres. Już przechodzę do bronzerów. A, i stokrotki teraz kwitną.
Bronzer służy zasadniczo do udawania dwóch rzeczy. Raz - udawania, że jest się opalonym i dwa - udawania, że ma się superszczupłą twarz. Kiedyś dawno nie było mi potrzebne ani jedno ani drugie, jednak w momencie, kiedy względnie opanowałam używanie swojego pierwszego bronzera, okazało się, że nie mogę sobie tak po prostu wyjść z domu bez wypaćkania się czymś ciemniejszym, jeśli już zachciało mi się dopuścić tapety w ogóle. Jeśli dopuszczam się tylko pomalowania rzęs, to wtedy całą resztę, wraz z bronzerem, olewam i biegnę radośnie w aktualnie pożądanym kierunku, ale w momencie, kiedy sięgam po podkład, pełna szpachla musi być. Zdaję sobie sprawę, że ten typ kosmetyku cudów nie czyni (pewnie czyni, ale ja jestem w tej kwestii zachowawcza i wolę nie ryzykować jakiegoś precyzyjnego modelowania, ponieważ pewnie wyglądałabym bardzo zabawnie po zakończeniu tych czynności), ale jakoś tak bardziej komfortowo się czuję, kiedy jednak cokolwiek zrobię w kierunku udawania, że znam się na modelowaniu twarzy.
Bronzery dzielimy na dwie grupy: zasadnicze bronzery oraz pomarańczery. Wewnątrz każdej grupy występują również podgrupy: matowe, drobinkowe, perłowe oraz wyposażone z bazarowy brokat, który pięć minut po aplikacji będzie na całej twarzy, ubraniu, podłodze i ludziach wokół. Występują również ciekawe połączenia w stylu 'matowy z połyskiem'. To matowy, czy z połyskiem? I weź tu człowieku zrozum producentów kosmetyków. Gorzej, niż z kobietami.
Moja kolekcja składa się z siedmiu elementów (na zdjęciach sześć, ponieważ siódmy to totalnie zajechany i nieżywy Essencowy mat w wersji dla blondynków), które za moment postaram się pokazać, ale to może być ciężkie do wykonania, bo Blogger znów współpracuje, jakby nie tylko nie mógł, ale również nie chciał.
Tak, te oznaki superprecyzji w malowaniu paznokci to ja już zdążyłam poprawić, szkoda że nie pomyślałam o tym przed robieniem zdjęć, tak.
YVES ROCHER Natural Blush, 31. Teint Mat Abricote
ESSENCE Sun Club Bronzing Blush, 02 Good Night Darling
ESSENCE Sun Club Matt Bronzing Powder, 02 Sunny
JOKO COSMETICS Mineral Powder, J06
DOUGLAS Sun Powder, 02 Cuivre
MAC Bronzing Powder, Matt Bronze
Fajny post i śliczne paznokcie. Lubię ten z Joko i Mac. Ja też pisałam tak zbiorczo, zobacz moje ulubione:)
OdpowiedzUsuńhttp://pieknoscdnia.blogspot.com/2011/05/inspiracje-opalanie-bez-sonca.html
Ja kompletnie nie umiem używać bronzerów, wyglądam jakbym spacerowała brzegiem drogi w deszczowy dzień i ktoś mnie błotem obryzgał (czy takie słowo istnieje...?).
OdpowiedzUsuńZ którego jesteś najbardziej zadowolona?
OdpowiedzUsuńA no tak, to saga... Czyli rozumiem, że będzie dalej... Ja głupia!
OdpowiedzUsuńCzekam na recenzje MACa i YR :D
OdpowiedzUsuńBędzie dalej, będzie, już niebawem :)
OdpowiedzUsuńUlala jaka kolekcja imponująca nie ma co xD
OdpowiedzUsuńJa swoją bronzerową przygodę zaczęłam dopiero 2 tygodnie temu, początki bywają trudne, ale powoli chyba zaczynamy się lubić. Mam ten matujący z Essence. Przy następnej recenzji mogłabyś napisać jak używasz bronzera, taki mini-tutorial, byłabym wdzięczna ;)
OdpowiedzUsuńja do bronzera nie podchodzę zbyt blisko, bo to się zazwyczaj kończy płaczek i zgrzytaniem opakowania...
OdpowiedzUsuńbo do niego trzeba subtelnie i z uczuciem :D
OdpowiedzUsuńa będzie jakaś treść o nich z osobna?
OdpowiedzUsuńparę komentarzy wyżej odpowiedź
OdpowiedzUsuń