Ostatnio raczę was beznadziejnymi postami złożonymi z samych zdjęć i dwóch zdań dennego komentarza, więc postanowiłam coś zmienić. Z tego powodu właśnie - przypominam, że postanowiłam coś zmienić - dzisiaj kolejny post z milionem zdjęć i dwoma zdaniami dennego komentarza. Prawda, że miła odmiana? No, ja wiedziałam, że wszyscy będą zachwyceni. Czekajcie moment, usyfiłam klawiaturę bazą pod podkład z KOBO, muszę coś z tym zrobić. olwejwojooiwjoojioqen wohqwero2edo ui oisdhnwerqio2 oqwe8923e do2 owrniwehoweq. oKEJ JUŻ... Przepraszam... Okej, już jestem. Zanim przejdę do sedna sprawy, jak zwykle muszę sobie pogadać od rzeczy, dlatego wykorzystam ten czas na pochwalenie się, że poszłam dzisiaj po krem (wiem, to pasjonujące) i... kupiłam krem! Tylko krem! TYLKO! Nic innego! Obśliniłam naprawdę ociekającą cudownością wystawkę w aptece i dzielnie jej się przeciwstawiłam, prosząc tylko o nędzny krem i to jeszcze na promocji dwa za jeden. Bo moje ukochane maleństwo się skończyło, więc cóż, z bólem, bo z bólem, ale musiałam się z nim pożegnać, żeby na jego miejscu postawić dokładnie takie samo maleństwo. To tyle mniej więcej ze wstępu bez sensu. Do rzeczy.
Catrice (moja nowa namiętność, kiedy z Essence nie mam już co kupować) wypuściło kosmiczną limitowankę, która na zdjęciach wydawała mi się rekordową szpetotą na niemożliwą wręcz skalę, ale kiedy zobaczyłam ją w mojej lokalnej Naturze na końcu świata, przepadłam totalnie. W przypadku poprzedniej - było zupełnie inaczej i moje zakupy zakończyły się na jednym lakierze, a tu taka niespodzianka. Rzeczona limitowanka to Out Of Space, kręci się wokół tematyki planetarnej i prezentuje całą gamę nie-moich kolorów, co nie przeszkadza mi jej kochać miłością małego, kosmetycznego psychopaty. Zwłaszcza, że znalazłam już przynajmniej dwie perełki, ale o nich tam niżej pewnie coś będzie wspomniane. Na serię złożyło się pięć cieni, które mają udawać minerały (zasadniczo mają udawać planety, ale są stylizowane na minerały... nie na kamienie, ludziska, na takie... no... skrót myślowy!), cztery lakiery w tym jeden top coat (kopia tego z czarno-białej limitowanki Essence), trzy linery w żelu, które obok żelu nigdy nie leżały, dwie szminki złożone z brokatu i brokatu, baza pod makijaż i podwójny pędzelek do eyelinera, który niczym nie różni się od tego ze stałej oferty (pomijając chyba tylko cenę, bo za kawałek srebrnego kartonu trzeba zapłacić dwa złote więcej, niż za kawałek kolorowego kartonu, ale tutaj nie dam sobie zrobić żadnej krzywdy w imię tego twierdzenia, bo nie mam tegoż pędzelka). Zacznijmy od overview, czy jak ten czort się tam by nie nazywał.
CATRICE LE Out Of Space
Na początek cienie, ponieważ cienie są tutaj najbardziej efektowne. Z efektywnością średnio, ale dla chcącego nic trudnego i z krnąbrnymi cieniami sobie poradzi. Kolorów do wyboru jest pięć:
C01 Supernowa Skywalker - bardzo jasny niebieski, który po roztarciu pozostawia jedynie srebrną, drobinkową poświatę, co czyni do uniwersalnym rozświetlaczem przy chłodnych makijażach
C02 Back To Pandora - granat, powiedziałabym, że to niebieska perła ze srebrnymi drobinkami, które odróżniają go (poza intensywnością i trwałością) od cienia Inglota 428
C03 Next Stop: Neptune! - również granat, ale dużo bardziej zgaszony, za to z większą ilością srebrnych drobinek i zielono-fioletowych tonów
C04 Saturn-Day Nightfever - szara perła ze srebrnymi drobinkami w ilościach porównywalnych z kolorem C02
C05 Venus vs. Mars - szaro-niebieski ze złotymi i srebrnymi drobinkami
Cienie ogólnie rzecz biorąc nie zachwycają pigmentacją i przerażają ilością brokatu, jednak da się z nimi współpracować, jeśli ma się pod ręką jakąś naprawdę bogatą bazę i Duraline, który w ekstremalnych przypadkach jest niezawodny. Przekonałam się przy okazji do tego typu kolorów, których nigdy wielką zwolenniczką nie byłam. Na dole zdjęcia w kolejności zgodnej z listą wyżej.
C01, C02, C03
C02, C03, C04
C03, C04, C05
Lakiery mamy trzy plus top coat. Lubię Catrice za lakiery ze względu na niesamowite kolory, na które można trafić i cenę, ale pędzelki chcą mnie czasami doprowadzić do szału. W tej serii lakiery są do siebie podejrzanie podobne, ale, pal licho, nie mogłam się zdecydować. Możemy wybierać spośród:
C02 Houston's Favourite - zgaszony granat z niebieskimi drobinkami
C03 Beam Me Scotty! - bardzo ciemny granat, niemalże czarny, z niebieskimi i srebrnymi drobinkami
C04 Moonlight Express - czarny z niebieskimi drobinkami
Top coat:
C01 My Milkway - biała perła z przewagą niebieskich drobinek, jednak w ostrym świetle pokazują się również srebrne, zielone i różowe
Zdjęcia w kolejności podanej wyżej.
Linery również trzy, tym razem bez top coatu. Zaskakujące, prawda? Szukałam takich kolorów żelek bezskutecznie i te byłyby idealne, gdyby nadawały się do czegokolwiek, poza udawaniem cienia w kremie. Ale udawanie cienia w kremie idzie im znakomicie. Kolory:
C01 Empire Behind The Sun - złoto
C02 Houston's Favourite - perłowy granat
C03 Silver's Shuttle - srebro
Pigmentacja jest za słaba, jak na liner, trwałość również, ale dobrze przyklepany cieniem od biedy wytrzyma względnie nienaruszony. W przypadku nakładania na całą powiekę, najlepiej palcem, zyskuje na pigmentacji i trwałości. Zdjęcia - jak zawsze.
C01, C02, C03
C01, C02, C03
C01, C02
C02, C03
Szminki są dwie, obie pozostawiają jedynie brokatową poświatę na ustach, jednak jest to ten typ... fajnej poświaty. Nieważne, że drobinki rozłażą się potem po całej twarzy, kogo to obchodzi. Nie wysuszają, nakładają się bardzo szybko i równomiernie, efekt zwłaszcza na słońcu wygląda pozytywnie. Kolory to:
C01 My Milkway - przewaga jasnoróżowego brokatu w bezbarwnej bazie
C02 Discover Purple Pluto! - niebieski i złoty brokat w jasnoróżowej bazie
Zdjęcia - bez zmian. Litości nad moimi zębami, rozdziawiam tę japę jak nieboskie stworzenie.
C01, C02
C01
C02
Baza jak baza, niby ma być rozświetlająca, a ja pod moim Color Stayem jej nie widzę i cóż. Nie działa najwyraźniej, ale cóż ja mogę poradzić, chociaż nie zapycha.
zachwyciłaś mnie - szukałam TAKICH cieni od Style Black:D i tylko szkoda, że złota nie ma:( szminy też fajne - po wybrzydzaniu i parsknaniu na moje brokaty, ostatnio jestem w nich zakochana i chcę więcej:D (to przez tę jesień!!!!!)
OdpowiedzUsuńCienie wygladaja bajecznie!
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że są śliczne i głównie dlatego należało je kupić :D
OdpowiedzUsuńprawdopodobnie, gdybym miała dostęp do catrice, kupiłabym cień Venus vs. Mars, tylko po to żeby się w niego wpatrywać :D i szminki też bym kupiła, ale nawet nie wiem dlaczego :P
OdpowiedzUsuńMyślałam, że u mnie efekt końcowy będzie taki jak u ciebie (czyt. wszystko kupię i przy okazji zbankutuję), ale pomyślałam tak: eyelinery nie są mi potrzebne, cienie słabo pigmentowane, szminki brokat brokat brokat, baza mnie nie przekonuje. Ale lakierom nie dałam się oprzeć, za ładnie się uśmiechały... Am I mad? ;>
OdpowiedzUsuńTak więc, jak pisałam z resztą na blogu, wylądował u mnie Beam me Scotty! i kocham go całym moim kosmetycznym serduszkiem :)
Catrice mnie nie rusza no może poza niebieskim eyelinerem :) ale Twój post - uwiebiam :)
OdpowiedzUsuńredhead-blabber.blogspot.pl
ojjjj nie pogardziłabym kilkoma rzeczami ...
OdpowiedzUsuńŚwietny blog, masz genialne podejście do wszystkiego. Bardzo fajnie się go czyta, a zdjęcia są super. Gratuluję :)))
OdpowiedzUsuńPzdr.
Gdyby w którejkolwiek Naturze w mojej okolicy była szafa Catrice, to by chyba była pierwsza kolekcja, którą bym kupiła niemal w całości. Oprócz szminek. Te cienie... Te linery... Te nazwy... .
OdpowiedzUsuńMi ta limitowanka okrutnie wpadła w oko :)
OdpowiedzUsuńkupilam dwa lakiery (03 i 04) i sa przeboskie :D uwielbiam takie kolory na paznokciach.
OdpowiedzUsuńcienie tez mnie kusily, ale czytalam wczesniej, ze sa słabe, wiec sie oparlam pokusie
aha, no i c03 wysycha na mat/satyne :)
OdpowiedzUsuńktorys tez (wiem, ze c04 nie) tak ma?
niesamowite sa te cienie ! ;)
OdpowiedzUsuńhttp://bajeczneopowisci.blogspot.com/
Jesteś dla siebie zbyt surowa, Just. :)
OdpowiedzUsuńA w kwestii zdjęć: co Ty masz na paznokciach na fotkach, na których trzymasz lakiery? Jest to śliczne.
Świetna ta limitowanka, ale kompletnie nie rozumiem intencji producenta Essence i Catrice: dane limitowanki pojawiają się w Polsce wtedy, gdy w Niemczech pojawiają się nowe. Ciekawa jest na przykład "Modern Muse", zastanawiam się, kiedy (i czy?) pojawi się w Polsce.. no i co z le "Papagena"?..
OdpowiedzUsuńSabbath, ja się uwielbiam krytykować, w tym się wyraża mój egotyzm :D
OdpowiedzUsuńTo jest Beam me scotty, topcoat z tej limitki i czarny pękacz z nabłyszczaczem :D
Uwielbiam Twoje publikacje wszelkie :) Zdjęcia już widziałam na wizażu i między innymi z ich powodu gnałam do Natury po Catrice. Rzeczywiście produkty jakościowo nie powalają, ale za to jak pięknie wyglądają ^^
OdpowiedzUsuńłeee u mnie nie ma catrice tylko 40 km dalej jak zadaje za tydz to nic nie będzie :p
OdpowiedzUsuńśliczne cienie, lakiery, wszystko! kurczę, tylko gdzie ja catrice znajdę...?
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie tylko ja zachwycam się nową limitką :) Ale muszę ograniczyć kupowanie kosmetyków, szkoda by takie cuda leżały później nieużywane.
OdpowiedzUsuńAle może wrócę się po coś, jeszcze jeden lakier, malutki cień, cokolwiek...
Informuje że twój blog został wyróżniony wśród moich
OdpowiedzUsuń