wtorek, 21 sierpnia 2012

Pierwsze testy za płoty - Made To Stay




CATRICE COSMETICS Made To Stay Longlasting Eyeshadow, 070 Mauvie Star

Nabyłam swego czasu jeden cień z tej serii, ale został zapomniany, zagubiony, pogrzebany w odmętach mojej kosmetycznej kolekcji i pewnie łka teraz, wysychając na wiór w jakiejś szufladzie. Cóż ja pocznę, nie można wszystkim na raz zrobić dobrze. Ale w tym kolorze zakochałam się od razu, kiedy ujrzałam go po przebyciu miliona kilometrów w moich białych (wtedy to już szaroczarnych) czeszkach. Taki trochę Inglot 423, ale z tym kolegą nigdy nie umiałam się dogadać, chociaż kolor powalający miał, to mu trzeba przyznać bez bicia. I tak oto w moje ręce wpadł Stworzony Do Pozostania od Catrice w kolorze ni to brązu, ni to fioletu, ni to szarości, ale na pewno w ogromną ilością srebrnych drobinek. Powalająco rzetelnej recenzji to ja tu na pewno nie wysmażę, ale w końcu przyszłam podzielić się pierwszymi wrażeniami i zaprezentować efekty pierwszej aplikacji. Chciałam, żeby w mojej dzisiejszej tapecie ten cień zagrał pierwsze skrzypce, dlatego dorzuciłam do niego tylko minimalną ilość Naked Lunch z MACzka pod łuk brwiowy i również MACzkowego Handwritten w załamanie. Do tego kreska lekko bezużytecznym eyelinerem z Maybelline w kolorze Chrome Black, jeśli mnie pamięć nie myli, a nie chce mi się w tym konkretnym momencie biec z przeszkodami przez cały dom, szukać go w odmętach wiedeńskiej torby z zakupami i w połowie poszukiwań przypomnieć sobie, że pudełko po nim leży przede mną na stole. Black Chrome, numer 07, tak. I na koniec rzęsy lekko machnięte tuszem Maybelline, również z poprzedniego haulu. Nieco żalu i smutku mnie ogarnia na ich widok, ale cóż ja mogę począć.
Ostrzegam, że robiłam zdjęcia samemu makijażowi oczu, poczynionemu przed całą resztą tapety, dlatego nie bać się moich worów pod oczami i innych atrakcji, zniknęły w toku dalszego malowania.


Jedna cienka warstwa nałożona palcem bez żadnej bazy i innych upiększaczy prezentuje się mniej więcej tak. Światło było dziwne (co widać po moim oku na jednym z kolejnych zdjęć, przerażająco), ale kolor dziwnym trafem dał radę oddać się w miarę wiernie. Polecam aplikację właśnie palcami lub płaskim pędzelkiem z syntetycznego włosia, chociaż ten najlepiej sprawdzi się, żeby dołożyć jeszcze trochę cienia dla bardziej intensywnego efektu. Nie sprawdzi się naturalne włosie, jedynie do roztarcia granicy aplikacji puchacza z wiewiórki można spokojnie użyć. Albo z czegokolwiek innego oni je robią. Baj de łej, przerażają mnie pędzle z wiewiórki. I rzęsy z norek.




Efekt końcowy z dwoma cienkimi warstwami cienia prezentuje się następująco, oddaję go do waszej interpretacji, od siebie mogę powiedzieć tylko, że mi osobiście jak najbardziej odpowiada ten lekko przeładowany błyskiem efekt, chociaż z matowym linerem wyglądałoby to lepiej. Niemniej jednak jestem pozytywnie nastawiona do dalszych eksperymentów. Wytrzymał osiem godzin bez najmniejszych problemów.
Trzymajcie się wiatru.

7 komentarzy:

  1. gdzie przeładowany błyskiem się pytam, no gdzie?
    jest klasycznie, grzecznie i uroczo:) tak po dziewczęcemu;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Killu pomalujesz mnie? ;* Lidusz :D

    OdpowiedzUsuń
  3. mnie też przerażają pędzle z wiewiórki... Makijaż mi się podoba ale kolor tego cienia nie bardzo nigdy nie lubiłam srebra czy szarości na powiekach. Cieszę się że wróciłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No piękny ten cień i jeszcze trwały... Pójdziesz do piekła za to, że mi go pokazałaś;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny kolor :) Ja jednak jakoś nie przpadam za tymi cieniami, bo u mnie nie chcą się trzymać aż tak długo...

    OdpowiedzUsuń
  6. I very much like - I go buy! Tylko muszę się w końcu wybrać do jakiejś natury XD

    OdpowiedzUsuń