piątek, 28 września 2012

MAC, what are you doin', MAC... staph.

MAC Studio Sculpt SPF 15 Foundation, NC20

Z góry przepraszam za obelżywą jakość zdjęć wprost z ikzperii ark. Dzisiaj porozmawiamy, a raczej ja porozmawiam ze sobą, na temat bodaj pierwszego badziewu stulecia, jaki udało mi się kupić w MACzku. Osiągnięcie jakieś to jest niby, bo do tej pory sikałam żurkiem na samą myśl o przygarnianiu nowych dobrodziejstw z tejże firmy i muszę przyznać, że jestem ogarnięta ślepą rozpaczą z powodu porażki, jaką poniósł ten podkład w moich oczach i na mojej twarzy. Nie mam gigantycznych wymagań, jeśli chodzi o produkty do szpachlowania, bo większość z nich sprawdza się u mnie i zawsze słucham ze zdziwieniem historii o rolowaniu się, odpadaniu razem w pyskiem i innych nieciekawych przygodach, jakie mają z podkładami towarzysze w boju. Nic mi się nigdy nie zrolowało, najwyżej spowodowało apatyczne świecenie albo po prostu znikło. Nic mi też nigdy nie zapewniło wysypu nieproszonych gości na twarzy. Ja nie wiem, może jakaś dziwna jestem. Ale do rzeczy.



Kosztowało to-to blisko czterdziestu euro (nie wiem, nie znam się, wyrzuciłam wszystkie rachunki z wiedeńskich zakupów na dworcu PKS w Katowicach, żeby zapomnieć, ile wydałam pieniędzy), ma filtr piętnastkę i czterdzieści mililitrów wewnątrz swej plastikowej tuby. Chodziłam za tym podkładem, znaczy, chodziłam za nim mentalnie, bo podczas żadnej wizyty w sklepie nawet na niego nie spojrzałam, ale korektor z tej samej serii był i jest cudowny, więc czemu by nie, a nuż, spróbowałabym i... spróbowałam. Spróbowałam w austriackim szale. Nie wiem, czy żałuję. Wyrzucić, to tego podkładu nie wyrzucę, ale nie jest to mój typ numer jeden i przede wszystkim nie jest wart swojej ceny.

MAC Studio Sculpt SPF 15 Foundation, NC20
MAC Studio Sculpt Concealer, NC20



Kolor na zdjęciach wygląda przerażająco. I na żywo również jest przerażający. O ile totalnie żółty korektor sprawdzał się idealnie na mojej świnkoworóżowej skórze, robił jej dobrze i w ogóle, cud, miód i fistaszki, ten odcień na całej twarzy sprawia, że wyglądam, jakbym miała zaawansowaną żółtaczkę. Nawet nałożony na szyję wygląda po prostu okropnie i nienaturalnie, a jeśli dodać do tego dziwną obślizgłą konsystencję, powstaje mało seksowne połączenie. Wchodzi to w pory, w nieistniejące zmarszczki, robi krzywdę i powoduje śmierć w mękach przed lustrem. Do tego ciężko na to nałożyć inne kosmetyki typu bronzer i róż, nawet jeśli potraktować swój ryj wcześniej pudrem matującym, bo tworzą się zachęcające placki koloru. Ale te placki znikają po godzinie razem z podkładem. Może taki był plan MACzka, wiecie - przez godzinę jesteś klaunem, potem po prostu nie masz ani grama tapety na twarzy i dostrzegasz jedną z niewielu, wątpliwą zaletę tego dziadostwa. Ja jestem na nie.

7 komentarzy:

  1. Recenzja - mistrz :D. Jak zwykle u Ciebie, kochana ;). Generalnie widać, że MAC to nie jest wcale taka idealna firma i można się naciąć na jakiś shit :P.

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wszystko złoto, co gdyby kózka nie skakała, to by ślimak upcyś dupcyś.


    fajnie, żeż jest.

    OdpowiedzUsuń
  3. kurcze, szkoda kasy....
    ale przynajmniej innych ostrzezesz !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolor - masakra, działanie - jeszcze większa masakra:(
    Ja się czaję na podkład w kompakcie od MAC ale jakoś się nie mogę zdecydować tak na 100%.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostaw go na wypadek posiadania młodszej kuzynki/siostry/wnuczki sąsiadki. Jakby się chciała czymś wymazać po twarzy w szale kobiecości to wiesz co podsunąć, żeby szkoda nie było.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bezsensowna "recenzja". Po prostu źle dobrałaś kolor. I prawdopodobnie źle aplikujesz ten podkład.

    OdpowiedzUsuń
  7. Usmialam sie jak głupia czytając te recenzje - super! Aczkolwiek z ocena sie nie do konca zgadzam (jedynie ze widać pory). Kolor nc20 na moim licu wyglada zacnie :)

    OdpowiedzUsuń