piątek, 5 sierpnia 2011

Ulubieńcowie lipca

Zapłon, pogratulujcie mi. Nie zdobyłam w lipcu jakiejś porażającej ilości nowości, nie chciało mi się szczególnie szaleć z makijażem (wolałam spać?), miałam masę stresu bez sensu i w ogóle - było nieciekawie, dlatego odbiłam sobie używając tylko tego, co najmilsze w mojej kolekcji. Żadnego męczenia kosmetyków, których należałoby używać przy przesłuchaniach w Guantanamo.

CATRICE Allround Concealer

Moje małe lipcowe odkrycie. Głównym elementem odkrycia jest zielony korektor (ten konkretny!), ponieważ jego moc przeraża i onieśmiela. Moja cera nadreaktywna może mnie niniejszym cmoknąć z pełnym ceremoniałem, już mnie jej zdolności nie bolą, zasiadam spokojnie przed telewizorem i nie obchodzą mnie czerwone placki na twarzy, od kiedy mam ten korektor - nie mają racji bytu. Pozostałe elementy setu (poza tym różowym paskudztwem, które teoretycznie ma ukrywać wory pod oczami, a kiedy ja nałożę to coś na moje wory pod oczami, to stają się one jeszcze bardziej dorodne, niż były) również miło się używają, chociaż mieszanie jest niezbędne, bo nie przewidziano idealnego dla mnie koloru.

RIMMEL Hydra Renew Lipstick, 500 Diva Red

Powrót bogini na łono moich ulubieńców. Zaczynam dostrzegać jej wady przy siedemdziesięciu stopniach za oknem, kiedy już za to okno wyjdę. Mianowicie - szybciej i mniej estetycznie się zjada, a o rozmazywanie o wiele łatwiej. To jednak wciąż moja ulubiona czerwona szminka, głównie dlatego, że mogę jej używać codziennie przez dwa tygodnie i moje usta nie planują krucjaty przeciwko mnie, jak w przypadku używania przez dłuższy czas przepięknej Russian Red.

COTY Beyonce Heat Rush Natural Spray

Ja nie wiem, jakie to ma nuty zapachowe i szczerze powiedziawszy, mało mnie to interesuje, bo moja fascynacja perfumami jeszcze nie nadeszła i zapewne nie nadejdzie, ale zapachy Beyonce szczególnie przypadły mi do gustu, więc pozostanę im wierna, dopóki będą dostępne. Na lato wybrałam opcję nieco lżejszej formuły i bardzo sobie gratuluję tej decyzji.

ESSENCE Gel Eyeliner, 01 Midnight in Paris

Wytrzyma wszystko, a po tych paru miesiącach od otwarcia uzyskał konsystencję eyelinera moich marzeń, dlatego szczerze olewam Bobbi Browny, MACzki i Kliniki, kiedy za dychę mogę mieć produkt porównywalnej trwałości. Ej, kto w ogóle wymyślił, że ten liner nie trzyma się cały dzień, robi prześwity i się odbija? No, chyba ci, co przyłożyli swoje łapska do stworzenia gównianych linerów z Sephory.

MAC 217 Brush

Nie sikam na myśl o pędzlach MACzka, ale zakupu tego konkretnego nie żałuję ani trochę, bo choć nieco się rozlazł dzięki mojej nadaktywnej eksploatacji, to nadal pozostaje moim najlepszym pędzlem do cieni, bez którego sobie aktualnie nie wyobrażam wykonania jakiegokolwiek makijażu z użyciem cieni właśnie. Poza jednokolorowym smokey, które pięknie robi się wynalazkiem Essence.

MAC Paint Pot, Rubenesque

Coś mi nie pasowało od samego początku z tym (cieniem? bazą? - to chyba tą, ale mniejsza - produktem?) czymś. Wyschnięty był skurczybyk od momentu zakupu, ale postanowiłam nie robić awantury i znaleźć na niego sposób, co udało mi się śpiewająco i jestem teraz szalenie zadowolona z używania tegoż. Służy mi głównie jako baza pod makijaże z Paradisco w roli głównej, bo pięknie wydobywa z niego te złote barwy. A fakt, że to mi się podoba i dobrze wygląda na mojej powierzchni reprezentacyjnej, bo z moim zimnym jak syberyjskie noce typem cery i czarnymi włosami, używanie takich kolorów zakrawa na świętokradztwo i wszelkie inne okropieństwo tego świata. A tu taka niespodzianka.


MAC Semi Precious LE Mineralize Skinfinish, Pearl

Moje MACzkowe odkrycie, a dziwne to, bo ja i minerały równa się przemoc, ból i rozczarowanie. Najpierw trochę bałam się do tego pudru nawet podejść, a potem nasza miłość rozkwitła. W złotym rozświetlaczu jest dostateczna ilość srebra, żebym nie wyglądała głupio, a kolor centralny idealnie sprawdza się jako róż. Zdarzało mi się nawet z powodzeniem nim konturować, ale do tego celu, mimo wszystko, za dużo w nim czerwonych tonów. Poza tym - pięknie wygląda w opakowaniu, a to też istotne, prawda?

9 komentarzy:

  1. Zgadzam się co do eyelinera w żelu Essence. Jest świetnym kosmetykiem za niską cenę. Ja go chyba nigdy nie wykończę :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja powiem, że to jest możliwe, bo jestem na dobrej drodze, już całkiem nieźle sięgnęłam dna :D

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja szukam czegoś w typie tego zielonego pomocnika z Catrice, tyle że bez tych pozostałych beży i różów, no i w większym opakowaniu - co by się za szybko nie wykończyło, jak będę nakładać na swe rumiane poliki. No ale chyba nie jest mi dane to znaleźć, bo szukam i szukam, i nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też zapałałam miłością do czerwieni Rimmela, wprawdzie do Lasting Finish Alarm, ale co tam, kocham ją.

    OdpowiedzUsuń
  5. Paramore - może minerały? Lily Lolo? XD

    Zaraz w końcu odpiszę na maila, bo jak wiesz - demencja XD

    OdpowiedzUsuń
  6. O, dzięki za ideę. Może by się sprawdziły, bo mam szczerze dość tych nagle uwidaczniających się rumieńców -.-

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja nadal nie lubię eyelinera z Essence :/ Za to paint pota i pędzel z MACa bym chętnie widziała u siebie ;)

    OdpowiedzUsuń