wtorek, 17 kwietnia 2012

Hybrydowa tragedia (i ocalenie)

Wiecie, co najbardziej na świecie kocham? Traktowanie mnie jak niedorozwiniętą kretynkę :) Ja sobie zdaję sprawę z tego, że mam ryj, którym można straszyć dzieci, blond koloru jajecznicy na głowie efektem schodzenia z czarnego i sprawiam wrażenie człeka totalnie niezorientowanego w temacie, bo podczas mojego dnia tournee po wszelkich przyjemnościach i zabiegach z powodów oczywistych nie miałam grama tapety na twarzy, aleeee... Może od początku?

Nie chce mi się malować paznokci co dwa dni, naprawdę mi się nie chcę. Szlocham w kącie za każdym razem, kiedy pomyślę o tym a) jak wyglądają moje paznokcie b) że powinnam je właśnie przemalowywać, ale tak bardzo mnie wzywają ciekawsze zajęcia. Jakie na to lekarstwo? Hybrydy! Genialne! Wydatek jednorazowy spory, ale warty finansowego poświęcenia, bo przecież w zamian za te kilkadziesiąt złotych dostaję nawet do miesiąca świętego spokoju i błogości. Wchodzę w to! I wchodzę do jednego z kieleckich salonów kosmetycznych, żeby na zakończenie babskiego dnia z fryzjerem i algową papką w połączeniu z masażem pyska, zafundować sobie tę cudowność na paznokciach. Cena zaporowa, bo bite 80PLN za jednokolorowy manicure hybrydowy, ale Peggy Sage to w końcu znana marka, wszystko pięknie, w samym gabinecie czysto, fotele wygodne, kawka i herbatka. Dobra, do odważnych świat należy, myśl o zwycięstwie i świętym spokoju.
Usiadłam grzecznie, godzinę to wszystko potrwało. Nie jestem stałą bywalczynią i miłośniczką manikiurzystek, ale mimo wszystko obdarzam je naiwnie pełnym zaufaniem, bo chyba jednak coś muszą wiedzieć o tym, co robią pewnie nie od dziś (w przeciwieństwie do uroczej kelnerki z krakowskich Smakołyków, którą serdecznie pozdrawiam za uśmiech i rozbrajającą szczerość :)). Siedzę więc grzecznie i czekam na cudowne efekty. Wybrałam wściekle czerwony kolor lakieru, idealny na nasze piękne przedwiośnie tej wiosny. Wszystko fajnie. Samo przygotowanie płytki i skórek koszmarnie niedokładne, co obejrzeć będzie można na dole, chociaż pani napracowała się i napociła nad tymi wszystkimi pilniczkami, oliwkami i innymi pierdoletami, nakładanie tych wszystkich warstw mniej lub bardziej utwardzanych w lampie poszło szybko, a na koniec... Tak, właśnie tak, chociaż to ciężkie do pojęcia nawet dla tak nieogarniętego człowieka jak ja. Na koniec najzwyklejszy nabłyszczacz! Miło mi was poinformować, że lakiery hybrydowe utrwala się nabłyszczaczem za 10 złotych za ogromną butlę wprost z niskiej klasy hurtowni kosmetycznej, który na pewno wytrzyma na paznokciach trzy tygodnie. Moje zaufanie jednak zwyciężyło, zapłaciłam i wyszłam, a jadąc sobie schodami przezornie zrobiłam zdjęcie tuż po.


Jeszcze wygląda nieźle. Jak na debilkę przystało, byłam zachwycona efektem. No cóż, nie wiedziałam jeszcze, co takiego stanie się już za kilka godzin, nie mówiąc już o kolejnych dniach. A stało się mianowicie to, że lakier zaczął pękać. Najpierw delikatnie, potem już z całą mocą i energią. Grzecznie poszłam spać, jak na przyzwoitego studenta przystało - o trzeciej w nocy, żeby rano obudzić się z pięknymi odciskami od pościeli.


Zaraz, zaraz... odciski na hybrydach? Przecież miały znieść nawet wybuch bomby atomowej, kiedy to moja osoba zostanie rozniesiona po otoczeniu, a z paznokci nie odpryśnie nawet milimetr kwadratowy lakieru! Co było - przeszło, znikło, z wiatrem uleciało, cytując Jacka Kaczmarskiego. I tutaj została powzięta decyzja o niezwłocznym poddaniu tego cuda reklamacji, przecież nie będę z takim ohydztwem na paznokciach paradować po świecie przez trzy tygodnie. To jednak nie był koniec niespodzianek.


Śliczne, nieprawdaż? Lakier na dokładnie wszystkich paznokciach popękał już po dwudziestu godzinach od nałożenia. Zdjęcie nie oddaje ich wspaniałego, niepowtarzalnego uroku. Reklamacja, do ciężkiej kurwy nędzy! Niestety, mogłam się z nią udać dopiero następnego dnia, co jeszcze poprawiło stan moich paznokci, dodając tu i ówdzie miłego akcentu w postaci odprysku. Ale czas na reklamację jednak nadszedł.


Reklamacja uznana! Brawo! Cudownie! Sikam z radości po prostu. Za krzywy french musiałam dopłacić kolejne dwadzieścia złotych, ale okej, przeżyję, zacisnę zęby i nie zjem któregoś dnia obiadu. Gratis dostałam w ramach rekompensaty powietrze pod lakierem i kawę. I towarzystwo trzech pracownic salonu, które dowcipkowały sobie, niemalże wisząc mi nad głową. Tak, bardzo zabawne co pani mówi, hahahaha. Hehe. Byłam tak naturalna jak opalenizna w Jersey Shore, kiedy cieszyłam pysk z tych jakże inteligentnych dowcipasków, już wtedy nieźle wkurwiona. Ale to jeszcze nie apogeum. Niechże wam opowiem, jak wyglądało poprawianie. Otóż - poprawianie polegało na spiłowaniu połowy lakieru i dowaleniu kolejnych dwóch warstw, co na paznokciach wyglądało mniej więcej tak jakbym przykleiła sobie dwie warstwy tipsów. French tylko dodał uroku - na końcówce jeszcze dwie grubości tipsa gratis. I oczywiście obowiązkowo kilogram nabłyszczacza, tym razem utwardzanego w lampie. Cóż za sukces! Moje ręce niemalże upiekły się w ufałce, bo trzymałam je tam w sumie pewnie z godzinę. Ale tym razem lakier zasechł na beton. Spędziłyśmy z mą mamą bardzo miłe popołudnie, szlajając się po galerii, jedząc bardzo zdrowy posiłek w Pizzy Hut i kupując biustonosze. Było sympatycznie, dopóki pierwszy paznokieć nie przyozdobił się ślicznym pęknięciem.


Nie będę się rozpisywać na temat procesu pękania i złażenia lakieru, po prostu go wam zaprezentuję w formie ostatecznej po trzech dniach z kawałkiem, kiedy to w akcie desperacji i rozpaczy, umówiona na ściągnięcie tego gówna z paznokci i powtórkę z hybryd do cudownego salonu Fit Studio w Krakowie, jechałam tramwajem numer osiemnaście na spotkanie przygodnie. Czyli jazdę w nieznane tereny sto szesnastką.




Atrakcyjnie, nieprawdaż? Dotarłszy na miejsce, zaskakująco nie zgubiwszy się po drodze, krzyknęłam tylko błagalnie o ratunek i oddałam się w ręce najsympatyczniejszej kosmetyczki (pani kosmetolog!), jaką w życiu miałam okazję spotkać. Zdzieranie tego diabelstwa z paznokci trwało bite dwie godziny. DWIE GODZINY. Aceton się nie popisał, chociaż spędził w towarzystwie moich paznokci trochę czasu. Potem przyszedł czas na siłowe ściąganie metalową szpatułką i piłowanie. Zapewne bym tego uniknęła, ale milion warstw badziewnego lakieru na paznokciach zrobił swoje i zrobił je znakomicie. Aż za dobrze, bym rzekła nawet. Cała zabawa trwała trzy godziny siedemnaście minut i zakończyła się pełnym sukcesem. Kocham moje szaro-kolorowe paznokcie całym serduchem i póki co po paru godzinach nic a nic się z nimi nie dzieje, czyli nie pozostaje mi nic innego, jak tylko mieć nadzieję, że tak pozostanie i internetowo uścisnąć panią Katarzynę za uratowanie mi życia.


:)

37 komentarzy:

  1. Nigdy hybrydy. -_-
    Ja bym ich pod sąd chyba zawiozła za samo latanie do nich co parę minut. Cholery można dostać, a jeszcze płacić za to? No way!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nienawidzę, no po prostu nienawidzę takiej fuszerki. Krew by mnie zalała na tym fotelu.
    Ale za to kocham cię czytać :>

    PS OPI MAAH, którego wygrałam u ciebie daaawno (i za co jestem ci ogromnie wdzięczna) służy mi znakomicie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paramore? a Ty za co wygrałaś OPI? Ja też bym chciała :)

      Usuń
  3. Niezly horror! Bardzo dobrze sie Ciebie czyta, piszesz z humorem, nie stronisz od autoironii- brawo. Hybrydowa historie czytalam w napieciu i z zainteresowaniem. Troche wulgaryzmow ale jek tu sie nie wkurwic na tak zepsuta robote :) Nieco przeszkadza, ze nie robisz w ogole przerw miedzy wierszami i czesto mi jakies zdanie ucieklo...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale masakra. Ja kiedyś się tak nacięłam na żele. Popękały następnego dnia a pani stylistka z masą dyplomów i własnym salonem wmawiała mi że grzebałam w ziemi, prałam ręcznie w ace i czyściłam wc polewając sobie pazury.
    Po wielkie awanturze zdjęła mi za darmo owe cudeńka...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja bym ich tam rozniosła w drobiazgi... Drzazgi by leciały tylko i pioruny wizgały po całym pseudosalonie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja bym już się czepiała przy skórkach, mam nadzieje że wróciłaś później i ich rozniosłaś pokazując prawidłowo i estetycznie wykonane hybrydy ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeszcze musiałaś płacić za takie męczarnie...
    Ale szare paznokcie z kolorowymi końcówkami są śliczne.

    OdpowiedzUsuń
  8. jednym słowem - trafiłaś na nie profesjonalną osobę,chyba też bym ich rozniosła! Spójrz jaki mi zrobiono paznokcie hybrydą http://ecosmetics.blogspot.com/2011/09/orly-gel-fx-manicure-hybrydowy.html
    a tu po 11 dniach noszenia http://ecosmetics.blogspot.com/2011/09/orly-gel-fx-manicure-hybrydowy-usuwanie.html
    Nie ma co się zniechęcać :)

    OdpowiedzUsuń
  9. jednym słowem do dupy salon odwiedziałaś dlatego ja zawsze chodze do sprawdzonych ,

    OdpowiedzUsuń
  10. ech brak słów na taką fuszerkę.... i jeszcze musiałaś za to płacic! wrrr straszne, że takie historie sie przytrafiają w ogole :/

    OdpowiedzUsuń
  11. Zabiłabym... Jak ja nienawidzę wszelkiej fuszeryyyyyyyy

    OdpowiedzUsuń
  12. Masakra... Takie salony powinni od razu zamknąć O.o Rozumiem, że koniec końców nie dostałaś zwrotu pieniędzy? ;/

    OdpowiedzUsuń
  13. Ev, oczywiście, że nie.
    Ziemolina, taka już moja natura, że cięzko mnie zrozumieć, ya know, podkreślam tym swoje ja :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestes zatem jak James Joyce i jesgo niepohamowany strumien myslowy:)

      Usuń
  14. Masakra. Ja miałam raz i było cudnie. Gładkie, odporne, nieskazitelne pojechały ze mną na wakacje i przez bite 2 tygodnie trzymały się idealnie. Na lato znowu sobie zrobię. Ale Ty trafiłaś na jakieś kiepskie babki w salonie. nie odpuściłabym i chciała zwrotu kasy

    OdpowiedzUsuń
  15. Faktycznie hybrydowa masakra. Jak można pracować w salonie odwalając taką robotę...
    Dobrze, że sytuacja jest już opanowana :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Powinnaś podać adres tego salonu, w którym zrobili ci taką krzywdę, żeby nikt więcej się nie naciął. Mi zwykły manicure za 18 zł wytrzymał tydzień, też w czerwonym kolorze.

    OdpowiedzUsuń
  17. Jasna dupa w kwiaty, ale syf...
    Ale szaraczki są ładne ^^

    OdpowiedzUsuń
  18. A to nie jest tak, że te hybrydy zmywa się specjalnym zmywaczem a nie tym typowy m acetonowym?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmywa się czystym acetonem.

      Usuń
    2. U mnie niestety czysty aceton nie pomógł...
      Robiłam sobie sama wytrzymały ok miesiąca....ale niestety, nieźle musiałam się zaskrobać, choć użyłam 3-4 cienkich warstw. i aceton okazał się złym produktem, trzymałam nasączony wacik w sreberku a palcu no i tylko wierzchnia warstwa spokojnie zchodziła, kolor już niestety nie chciał współpracować ;)

      Usuń
  19. a teraz ile dni minęło od tych "szaraczków"... możemy zobaczyć zdjęcia aktualne? i jakiej marki był ten hybrydowy szary lakier? p.s. ja bym się czepiała tego szarego frencha, straszny, ale w porównaniu z efektem wcześniej lepszy...

    OdpowiedzUsuń
  20. http://recenzje-by-domi.blogspot.com/ wpadniecie ?

    OdpowiedzUsuń
  21. Brakowało mi Cię. Szczerze. Masz totalnie wyrafinowane i pojechane poczucie humoru które uwielbiam.
    Notka o hybrydzie godna Hitchcocka.

    OdpowiedzUsuń
  22. Jestem zszokowana tym co napisałaś! Sama miałam i sama zakładam shellac i to co tutaj zobaczyłam zmroziło mnie. Masakra!

    OdpowiedzUsuń
  23. tylko jedno słowo na ten drugi mani: FUUUJ!
    a ten ostatni to też hybrydowy? jest jakiś taki cienki jak zwykły lakier..

    OdpowiedzUsuń
  24. tragedia :o
    dodaję do obserwowanych :)

    OdpowiedzUsuń
  25. jakis koszmar! ile ci sie trzymaly TE Zrobione u Pani Kasi? jeszcze ci kazaly doplacic france? a co z twoim czasem to nie kosztuje?

    OdpowiedzUsuń
  26. Tragedia,a podobno na hybrydowym nie ma odcisków:( Obserwuję z ciekawością:)

    OdpowiedzUsuń
  27. ja pierdole! ciśnie mi się do ust :>
    mogłaś po mnie dzwonić, ja sobie ze szczebioczącymi panienkami chętnie bym pogadała, myślę, że śmiałabym się tylko ja no i Tobie humory starałabym się poprawić XD

    OdpowiedzUsuń
  28. http://rownebabki.pl/?page_id=116

    OdpowiedzUsuń
  29. Szkoda że ów "najsympatyczniejsza kosmetyczka" nie była na tyle kompetentna aby sciagnać hybryde w 10min ( i wcale nie mam tu na myśli acetonu)

    Kosmetyczka wykonująca pierwszą usługę nie popisała sie pod względem technicznym ale z mojego punktu widzenia paznokci miała styczność ze środkiem na bazie alkoholu. Mógł to być chociażby tonik do twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  30. oo ja pindolę !!!!! to jakiś koszmar!!! paznokcie wyglądają koszmarnie.. co ona ci zrobiła !!! heh

    OdpowiedzUsuń
  31. O matko, te czerwone po wyjściu z salonu jeszcze nie są najgorsze, czarny french to masakra totalna, sama wykonuje paznokcie hybrydowe i żelowe i naprawdę nie uważam się za specjalistke ale jak można zrobić komuś taką skocznie? Przecież ślepy by zauważył że coś jest nie tak. Nie wiem czemu ściąganie zajęło tyle czasu? Skoro pekaly i odpadaly wcześniej na zawołanie. Mi szare się nie podobają, ale to wyłącznie kwestia gustu. Skoro jesteś z nich zadowolona to stylistka zrobiła dobrą robotę i tyle :)

    OdpowiedzUsuń