Nie będę grzecznie postanawiać poprawy i żałować za grzechy, po prostu polecę z tym koksem jeszcze raz :) Problem w tym, że tak bardzo nie ogarniam nowego bloggera, że aż mi samej siebie żal.
Wypad do stolicy Australii uważam za w pełni udany, mogłabym jeszcze parę dni posiedzieć w 'europejskiej stolicy elegancji', zadziwiająco pełnej swojsko prezentujących się meneli, mówiących jednak niezaprzeczalnie po niemiecku. Przeciwko mnie był również budżet, który w momencie lokowania swojego tyłka w autobusie powrotnym wynosił jakieś, w przybliżeniu i zaokrąglając na korzyść klienta, piętnaście ojro. Nie wiem skąd mi się wziął ten pomysł, ale za dziury jak po pocisku przeciwpancernym w budżecie może być odpowiedzialne moje pole drogeriomagnetyczne, które przyciąga wszystkie sklepy, gdzie mogę z lubością wydawać pieniądze. Lub też przyciąga mnie do tych sklepów, bo gdybym owym polem nie dysponowała, na pewno wybrałabym inną drogę. I na pewno wybrałybyśmy inne budy z żarciem, niż te na dworcu, przy którym kwitnie centrum handlowe i MAC, do którego wpada się wprost od samego wejścia. Jeśli ktoś jest zainteresowany, mogę coś ciekawego napisać o wiedeńskich przygodach w osobnej notce i sypnąć nawet zdjęciami robionymi telewizorem (to jakiś austriacki trynd chyba, wszyscy robili zdjęcia telewizorami), a teraz grzecznie przejdę do haulu.
W sumie zwiedziłam tylko dwie drogerie i cierpiałam bardzo, że nie mogłam nigdzie znaleźć tej, gdzie sprzedaje się pe cwaj. Smutek i zgroza. Ale z drugiej strony nie miałabym nawet za co tego pe cwaj kupować, więc może to i dobrze, przynajmniej rzadko chodziłam po Wiedniu głodna. A zwiedzane drogerie to oczywiście DM i Muller. Miałam na początku twarde postanowienie, żeby kupować tylko i wyłącznie to, co jest niedostępne w naszej pięknej ojczyźnie, trochę mi ten plan nie wypalił, ale tylko trochę i z tego należy się cieszyć. Uwaga, CIESZĘ SIĘ! BTW, jak na to spojrzałam na osobnych zdjęciach, to nie wygląda aż tak przerażająco, jak w jednej torbie.
PIELĘGNACJA ALVERDE
Wszystko fajnie, tylko że ja ni w ząb nie znam niemieckiego. Może byłabym w stanie ogarnąć jakiś krem do rąk albo krem pod oczy, ale cała reszta moich Alverdowych zakupów pielęgnacyjnych to czysty przypadek i zasada 'a może to jest do tego, co ja myślę, że jest i jak to nałożę tu i tu, to będzie tak i tak działało...?'. W każdym razie, jeśli mnie szósty zmysł nie myli, na górze mamy od prawej: roll-on pod oczy, witaminowe serum pod oczy z jagodami goji (dlaczego wcześniej napisałam 'o smaku jagód goji'?), krem na noc zapewne z masłem shea, krem intensywnie regenerujący z avocado, pewnie do ryja, śmierdzący ziemią żel do mycia paszczy, krem pod oczy.
KOLORÓWKA ALVERDE
Myślałam, że jak zobaczę ten stand z kolorówką Alverde, to padnę trupem, umrę, skonam, zakończę swój żywot od tych wszystkich piękności. Miałam jednak nieszczęście trafić do DMu nieopodal Opery, gdzie zapewne zakupy robiło wiele klientek Natury i połowa produktów miała ślady po palcach, drugiej połowy w ogóle nie było. Byłam pewna, że rzucę się na te wypiekane cienie jak drapieżniki na świeże mięso, ale nie było to nic szczególnie ciekawego. Wyszłam z trzeciego DMu z kolei z balsamem do ust, podwójnym kremowo-sypkim rozświetlaczem, w którym pokładam spore nadzieje, różem mineralnym i błyszczykiem.
ESSENCE
Nowości mnie nie porwały, zwłaszcza że skupiały się w większości na lakierach, których nie kupuję od milenium, tuszach, które są powtórką z rozrywki i eyelinerze totalnie nie w moim typie. Dlatego porwałam tylko limitowany róż, o który wszyscy się w Polsce zabijają, lekko różowy balsam do ust i nowy kolor cienia w kremie. Baj de łej, nie widziałam w życiu nic brzydszego niż pozostałe dwa nowe kolory cieni w kremie, efekt Kleczkoskiej gwarantowany.
MAYBELLINE
Tu mi się udało nie kupić tego, co jest dostępne w ojczyźnie! Napaliłam się już przed wyjazdem na serię FIT me!, więc wszystkie trzy produkty - podkład, korektor i puder - musiały być moje. Do tego podkład w piance dla rodzicielki, osławiony korektor i przypadkowo porwany tusz do rzęs. Oczywiście na zdjęciu nie ma dwóch produktów - cienia w kremie (tak, wiem że już są dostępne w Polsce, ale o tym nie wiedziałam, wyjeżdżając do Austrii) i eyelinera w żelu, bo o nich zapomniałam. Mocno rozczarowującego eyelinera w żelu zresztą.
CATRICE
To były porządne łowy! Z serii limitowanej porwałam bronzer, brzoskwiniową szminkę, miętowy eyeliner i dwa sypkie cienie, do tego dwa nowe cienie w kremie, cały komplet lip tintów, rozświetlacz w kompakcie, osławiony kameleonowy cień i coś w stylu dziwnej żelowej pomadki pielęgnacyjnej, którą kupiłam tylko dlatego, że była... dziwna. Lubię dziwne rzeczy, ja jestem dziwna.
MAC
Podkład Studio Sculpt, limitowany mineralny róż, do tego Harmony, paleta i trzy cienie - Naked Lunch, Green Smoke i Shale. Do tego muszę się poskarżyć, że dużo lepiej robi się zakupy w polskich salonach, bo oświetlenie jest ludzkie i da się cokolwiek zobaczyć. Wszystkie kolory cieni wyglądały w sklepie inaczej niż to, co dostałam po zakupie - po wyjściu kolory na ręce prezentowały się zupełnie inaczej, niż w środku salonu. Nieładnie tak.
pojawiasz się i znikasz, i znikasz, i znikasz...
OdpowiedzUsuńa ja chcę Cię więcej:P
zakupy udane, ale ja i tak chcę więęęęęęęęęęcej Twych pisanin!
Teraz mam nadzieję pojawić się na dłużej :D
Usuńzobaczymy:P ale czekam i się doczekałam:)
Usuńnormalnie jak łupież, no offence, ale tych zakupów to Ci zazdroszczę, Alverde najbardziej, chętnie bym położyła łapkę na jakimś kosmetyku tej firmy
Usuńwiela tego dobra nazwoziłaś :>
OdpowiedzUsuńniezmiernie jestem ciekawa serii fit
Rewanż za zabory :D
UsuńNoo sporo tego! Ciekawa jestem co o nich napiszesz :P
OdpowiedzUsuńJaki masz odcień cienia Essence SAD?
OdpowiedzUsuń09 For Fairies ;)
Usuńłooo matko alez zakupy...:) Bardzo spodobało mi się wszystko z catrice u nas takiej limitki ni widziałam...
OdpowiedzUsuńkrem do mycia paszczu heilerde jest w ogóle moim ukochanym myjadłem. klepie ziemią strasznie, ale prawda jest taka, że osobiście nie zamieniłabym go na nic innego i zawsze przy możliwej okazji robię zapasy. z tej serii polecam również maseczkę-piling do twarzy (drobinek jest dość mało i są nieduże, ale potrafią szorować przy zmywaniu maski z gęby).
OdpowiedzUsuńserum pod oczy z gojibeere wspominam "tak se", ani to szał, ani nieszał.
reszty wyżej wymienionych kosmetyków z alverde nie miałam, to się nie wypowiem. za to z kolorówki boskie mają cienie, mam jeden poczwórny zestaw (golden turquois), piękne intensywne kolory, moim zdaniem nie ustępują takim inglotom na przykład. więc polecam przyjrzeć im się kiedyś, przy jakiejś okazji..